niedziela, 24 listopada 2013

Ohyda!

Czy już napisałam, że we Włoszech nauczyłam się kłamać. Nauczyłam się kłamać w innym języku. Kłamstwa przychodzą mi łatwo. Zasób słownictwa związany z kłamstwami jest wręcz imponujący! Umiem przepraszać, jestem przekonująca. Umiem wymyśleć przekonującą wymówkę.. Najlepiej kłamię przez telefon... Nie widać oczu, nie widać moich pocących się dłoni... Nie widać mojej mimiki... Dziś skłamałam dwa razy. Raz napisałam prawdę-(Stefanowi). Ohyda.. chciałam zrobić 3 spotkania z trzema różnymi w 3 dni. Rekord...Nie udał się. Trzeci dzień spotykam się z jednym, w razie porażki mając dwa inne asy w rękawie. Ich właśnie okłamałam. Przed chwilą dzwonił D. czuję w jego głosie, że mu zależy... Że chce się ze mną spotkać. Okłamałam Go, że nie dam rady, bo muszę się uczyć. Basta. Zrozumiał. Czuję żal w głosie. Ja czuję się jeszcze gorzej... Następny nieznajomy- nie widziałam Go nigdy...Nie było łatwiej. Znowu to samo... Nauka.. Jakbym tak się uczyła, jak kłamała zostałabym profesorem...Również zrozumiał. Zarówno Pan D jak i Pan nieznajomy życzyli mi powodzenia. Bocca al lupo....Tzn. Powodzenia, a dosłownie paszcze wilka... Tak dokładnie.. Jestem jak wilk z kapturka.. Tylko tyle, że oni  są Kapturkami... naiwni... Ja w zamian za ich życzenia myślę w co się ubrać, myślę o nim... Myślę dupą, a nie głową. Myślę, że będziemy razem. Myślę, że będę się z nim całować...Myślę, że dziś o 18 przyjedzie po mnie... Idiotka...

sobota, 23 listopada 2013

Spotkanie nr 15, 16

Moge napisać naprawdę dużo postów o różnych Włochach... O nim muszę napisać. Właśnie wróciłam. Chce mi się płakać. Ze szczęścia i że mogę Go już więcej nie zobaczyć. Nie jestem kochliwa, a do tego bardzo ostrożna. Jednak dwie róże- wbrew tradycji stoją na ławie. Jestem roześmiana. Nadal widzę kolor szary i czarny, ale za jego sprawą zaczynam widzieć i trochę zieleni. Mogę powiedzieć, że pewnie jestem jedną z tysiąca... Dobrze... napiszę Wam o Nim. Jest cholernie przystojny. Od początku. Po poprzednich rozczarowaniach zapisałam się na stronę w stylu sympatia.. W skrócie dałam opis, że jestem potworem... I pisali do mnie. I on napisał. Dentysta. Na początku myślę- stary-39 lat... Co o nim myślę? Jest ordynarny, cholernie przystojny, bezpośredni, dobiera okulary do stroju...I jeszcze raz bezpośredni i ordynarny.... Pierwsze spotkanie. Widzę Go- pierwsza rzecz- nie zasługuję na Niego.. Mówi, że jestem ładniejsza niż na zdjęciu. Potem idziemy na piwo- potem idziemy na kolację- jest wybredny. Wymagający. Jest szarmancki... Odwozi mnie do domu. Drugie spotkanie...Mówi, że jest po pracy - musi się wykąpać- mieszka na górze- zostawia mnie z ciotką, która mieszka na dole....Ciotka fajna-poznałam tajemnice Włoszek...On poszedł i przyszedł. Śmiać mi się chciało. Biała koszula, krawat... bosko... Chciałam uciec...Wyglądał pięknie. Pięknie. Pięknie. Czysto. Pięknie. Pojechaliśmy.... Gdzie? Mediolan... Deszcz, On. Bierze mnie za rękę. Czuję ciepło. Zimno... Nie chcę być sentymentalna. Idziemy. Oglądamy witryny. Kupuje parasol- targuje się... Kupuje parasol za 3 euro. Narzeka na włoską gospodarkę. Przytula mnie. Wyobraźcie sobie scenę. Czysty film. Zaczynamy się całować.... Czekam na śmierć. Chciałam umrzeć. Niestety- nic.  Wsadza moją rękę do swojej kieszeni.  Tłumaczy mi. Używa trudnych słów. Nie rozumiem. Poprawie mnie. Czuję się jak po trzech dniach we Włoszech. Prowadzi samochód. Zaczyna mnie całować... Myślę.. Tak umrę, ale  w wypadku... Kurwa i to w smart...Przecież to puszka śmierci.. Dojeżdżamy do restauracji. Chińska- znają Go. Zamawia sery, gestykuluje. Chińczycy skaczą... Zamawiam... Danie nie przychodzi.. On swoje zjadł. Awanturuje się. Jest ordynarny. Pokazuje swoją wyższość..... Przychodzi biedny Hindus z różami... Płaci 2 euro ..Wybieram różę...Opieprza.. go, że dał mi brzydką.. Hindus daje drugą w gratisie.. Prawie płaczę. Śmieję się...Bo jego sposób bycie jest też słodki...Samiec alfa. Powie mi, że chce się ze mną spotkać... Lecę...Moje zachowanie- chłód.. Moje zachowanie- chłód....

niedziela, 27 października 2013

Spotkanie 14

Można mówić, ale trzeba przeżyć. I przeżyłam. I nic nikomu nie mówiłam. Wstydziłam, wstydzę się i nadal będę się wstydzić. Pan starszy. Pisałam o nim w trakcie spotkania 13 (to było  spotkanie szybkie, z osobą nieznaną).  W ostatnim czasie spotkałam się z Nim po raz pierwszy. Lubię problemy. Lubię je kreować, o nich myśleć. On jest problemem. Typ- w skrócie- pracoholik. Wyrozumiały, bo jak Wam wytłumaczyć i jemu..., że w niedziele pociąg nie jechał... ani jeden, ani drugi.. że spóźniłam się jakieś 50 minut. On z kolei bał się, że Go nie poznam. Pan prawnik.. do kompletu brakuje tylko posła, ministra, prezydenta, lekarza.. Im raczej mnie nie brakuje... Do czego zmierzam.. Żyd z parasolem przez najpiękniejszą Bazyliką w Mediolanie. Wspaniale. I on był wspaniały. Czuję żal, że nie jest młodszy, ja inteligentniejsza, a mój brat obrzezany... Ok to już przesada.. Spotkanie- zaprasza mnie na obiad-restauracja miło, przytulnie. Patrzę na niego... jest trochę staroświecki... klasycznie ubrany...ale Jego twarz... Oczy, rysy... idealny dawca spermy... Rozmawiamy. Tak-swobodnie już rozmawiam... czuć mój akcent. Zwierza się- może chce wzbudzić litość? Może ma potrzebę otworzyć się przed kimś? Prawda jest inna. Ma żonę. W separacji od lutego. Napiszę Wam o tym...o Niej. O ich historii.. materiał na komedię i chyba tragedię? W każdym razie.. Siedzi w biurze. Dostaje e-mail. Cześć jestem Valentina. Mam Twój e-mail do córki rabina.... Może się spotkamy też jestem Żydówką... W moim tłumaczeniu.. Cześć nazywam się tak i tak .. mam wiadomość od tego i tego, że jesteś wolny i też lubię lody. Okazja... Powiedział, że w jego miejscowości nie ma Żydów i myślał, że przeznaczenie.. Tak Bóg ze Starego Testamentu, co jest taki super dobry zsyła mu... Błogosławieństwo. Spotykają się. Potem rozstają się. Ona chce do niego wrócić. Znowu znak od Boga. Przeznaczenie.. Biorą ślub. Są razem całe 8 miesięcy. Ona 34 lata. Nie pracuje. On za to pracuje. Ciągle... Dlaczego? Powiem Wam.. dlaczego On i inni Żydzi dużo pracują.. Nie wystarczy, że masz wystarczająco.. Masz zapewnić swojej rodzinie jak NAJLEPSZY byt.. Tzn. masz złoto.. ale lepiej jak masz diamenty.. Czyli pracujesz, a ona siedziała w domu. Ponoć przed ślubem miała problemy psychiczne. Po ślubie czuje się samotna.. problemy się nasilają. Przynosi jej bilety do teatru, a one je drze, jest zazdrosna, tak że gdy nie odbiera telefonów- ona przyjeżdża do biura, kupuje jej sushi, a ona wyrzuca przez okno. Rozstają się- ona wraca do rodziców... On szuka młodszych na stacji.. Wspaniale.. Gdzie tu jest moje miejsce.. aha to ja jestem ta młodsza ze stacji? Siedzimy jemy. Nie mogę sobie poradzić z pizza w publicznym miejscu. Słucham Go. Patrzę w oczy. Jestem zszokowana. Mówię mu, że to też jego wina...Po wyżaleniu robimy spacer. Fajny facet- widzę jego biedną żonę, co wróciła do rodziców ma 34 lata i żyje, bo żyje.. Ogólnie dobrze mi się z nim rozmawia. Widzę nas i nasze dziecko z jego oczami. Widzę, jak on pracuje całymi dniami i szybko umiera. Wspaniale.

poniedziałek, 30 września 2013

Spotkanie nr 12 ciag dalszy....

Zabija mnie moja głupota. Moja powierzchowność. Moja pustość. Moja głupota. Moja nieprawdziwość. Moja dziwność. Moja naprawdę podłość. Moje oszukiwanie samej siebie. I po raz trzeci moja głupota... Muszę coś z TYM zrobić. Zawsze myślałam, że liczy się miłość od pierwszego wejrzenia.... Po prostu... Widzisz/ Podobacie się sobie... I wygląd gra tu najważniejszą rolę... Naprawdę... W|YGLĄD... czy jesteś gruby, niski, wysoki, super wysoki... Musisz pasować do tej osoby...WYGLĄDEM. W WYGLĄDZIE, Z WYGLĄDEM, NA WYGLĄDZIE, O WYGLĄDZIE, MA WYGLĄDAĆ...I tyle. Byłam sama... zaprosiłam właśnie JEGO, bo najbardziej Go znam, bo się nie odczepił jak na razie... z wyglądu najbrzydszego. To jak wybór szczeniaka... Bierzesz tego, co jest najbrzydszy, bo Ci jest go żal, że nikt go nie weźmie, ale ten szczeniak  zaczyna za Tobą łazić. Jest wierny i oddany.... Cóż... Zaprosiłam Go, bo wiedziałam, że nie będzie chciał się ruchać, że okaże mi szacunek... Że będzie się dało pogadać i nie będzie sprawdzał, jaki mam tyłek, albo po pięciu minutach rozmowy nie będzie się chciał lizać ( takich było naprawdę w ostatnim czasie dużo)...Ok do czego zmierzam? Może trzeba kogoś poznać, zanim się Go osądzi? Ja ze swojej strony pobiłam samą siebie. Przyznam, że zaprosiłam Go, ale zachowałam się wspaniale... Przed kolacją...Dałam mu listę rzeczy, jakie ma kupić.. Włącznie z dwoma butelkami wina...I 10 razy przed tym spotkaniem mówiłam, że będzie to nasze ostatnie... Że to jest mój podarunek za wszystko, co wycierpiał. 15 razy pytałam, czy na 100% chce przyjechać...Wymyśliłam kupno bransoletki... Że zbieram bransoletki od facetów...To jeszcze nie wszystko... Ok sobota wieczór.. przyjeżdża- jedzenie katastrofa... Pijemy wino.. Wymyślam...pod wpływem alkoholu, że chcę prowadzić i jedziemy na wycieczkę... Mówi, że nie, ale wyciąga kluczyki...Wpadam w panikę... mówię, że nie... Koleś ciągle się cieszy.. naprawdę, a to dopiero początek... Daje mi torebkę.. W środku jest.. Opakowanie... W opakowaniu poduszka.. Na poduszce bransoletka...I paragon specjalny na którym jest napisane, że paragon prezentowy...Uśmiecha się cały czas...Myślę...Nie koniec...nie dam się...pokazałam na kompie zdjęcia facetów z jakimi się spotykałam...Powiedziałam mu o mojej ochocie na spotkanie się z Włochem z Brazylii, że całowałam się z innymi w ciągu ostatniego miesiąca (o tym napiszę później).... Cały czas w odstępie mniej więcej...20minut mówiłam, że na 100 % do końca życia będzie sam... Do tego wydzieliłam mu połowę łóżka i powiedziałam, że w każdym momencie mogę mu powiedzieć, żeby spadał.... On pomimo tego wydawał się szczęśliwy. Zapowiedziałam również mycie garów po kolacji, że mamy kosmetyki dla mężczyzn, bo mamy częste odwiedziny różnych Panów i  że jutro robię powtórkę  takiego samego wieczoru z kimś innym...I że On też ma wziąć prysznic zanim pójdzie spać ..pomimo tego, że  biło od Niego świeżością osoby, która dopiero się myła...Do tego dochodzi masaż jaki musiał mi zrobić, pokaz jego umiejętności kick boxingu, krytyka spodni, okłamanie Go, że będzie musiał zrobić prysznic w zimnej wodzie, bo nie mamy ciepłej... W nocy przytuliłam Go... pocałowałam. Koleś prawie się rozpłakał ze szczęścia. W sumie to gadaliśmy jak dziady...Rano wymyśliłam sobie, żeby zadzwonił do swojej mamy i powiedział, że właśnie Go- wnuka ... jej zrobiliśmy .... tak ja bym zrobiła z moim chronicznym lękiem przed ciążą... Chyba to musiałby być prawie cud poczęcie niepokalane.....Był gotowy to zrobić zadzwonić...To nie normalne, bo chciałam Go do siebie naprawdę zrazić.... a On mówi, że wie, że ja taka nie jestem i jak się z nim nie spotkam ponownie to się załamie...Mówi, że lubi jak Go zaskakuję, że lubi bardziej mój charakter niż wygląd... w to za cholerę nie wierzę po takich torturach...Żegnamy się... Pyta, czy się jeszcze raz zobaczymy...Mówię, że nie wiem... Mówię, że jak będzie Jego kolej... Widzę te smutne samotne oczy szczeniaka. Przytulam Go...Mówi, że cierpi strasznie jak tak mówię...

środa, 25 września 2013

Spotkanie nr 13 rozwój wydarzeń

Jest ciąg dalszy. Szybko go opiszę. Jest smutnie. Smutniejsze niż to, że jest stary... Napisałam do Niego. Musiałam. Odpisał. Nic znaczącego. Za parę sekund dostaję drugą wiadomość...Nieznany numer z kierunkowym + 55... Czytam- od Niego-  Tłumaczy, że w związku z pracą jest za granicą i podał skype... Sprawdzam numer kierunkowy- BRAZYLIA. Zwątpiłam. Wysłałam wiadomość na skypie. Nie odpisał. Dwa dni. Tyle było mu potrzebne, aby mi odpisać. Nasza rozmowa- godzina. Dowiedziałam się .... jest Żydem, jest adwokatem, jest w separacji z żoną- nie ma dzieci. Wyczuwam, że jest kulturalny, wspaniały (oczywiście, że to sobie wmawiam). Wraca z początkiem października do Włoch- na krótko potem wraca do Brazyli....chce się spotkać. Jest do 7 października. Ja wracam z Polski 8 października . Jeden dzień. Jeden pieprzony dzień. Przeznaczenie- nie spotkać się.... Najdziwniejsze, że napisałam dzień przed jego urodzinami. Można powiedzieć, że jestem jego niespodzianką...

niedziela, 22 września 2013

Spotkanie nr 13

Może się wydawać, że życie nas zaskakuje. Może się wydawać, że przynosi nam wspaniałe niespodzianki, a człowiek powinien cieszyć się z samego faktu, że żyje....Otóż.... Moi drodzy... uciecha z samego życia to ostatnia rzecz, jaką nazwałabym prawdą... Jedno wielkie przysłowiowe gówno. Ile w Waszym życiu jest dobrych chwil?  U mnie ostatnio tych  dobrych  chwil powodujących cień radości jest  mało. Jestem w zawieszeniu życia.....Ostatnio bawiłam się mężczyznami, jak kręglami... Nie poprawiło mi to humoru. W ciągu miesiąca  spotkałam się z czterema bardzo osobliwymi panami. Na razie opiszę spotkanie,  które trwało parę sekund, ale naprawdę mnie męczy.. Zabija...To jedno z dwóch spotkań w metrze...Wracam, bo mój Stefano( ale ja Jego oczywiście nie jestem) zrobił mi wycieczkę...... Wysiadam z metra. Jest późno. Około 22. Idę przez tunel. Widzę Go. Zamarłam.. Nie wiem, czy wierzyć w miłość od pierwszego wejrzenia. Chyba nie wierzę, ale On uśmiecha się do mnie. Ja uśmiecham się do niego.  Zatrzymałam się. On przeszedł. Zrobił parę kroków i też się zatrzymał....Zawrócił. Wstydził się... Podszedł i mówi, że musiał podejść. Obserwuję Go. Jest staromodny, starszy...wydawał mi się po 30.. spokojnie 35 lat. Ubrany inaczej. Miał piękną wręcz idealną twarz, piękne kręcone włosy, wysoki... taki szlachetny w swoim wyglądzie. Patrzyłam na Niego i chciało mi się płakać....Oboje byliśmy do bólu zawstydzeni. Nie wie, co robić, co mówić. Przedstawia się. Mówi, że zaraz ma pociąg, że normalnie się nie zatrzymuje...Pyta się o imię i skąd pochodzę. Ja odpowiadam patrząc mu w oczy. Nie wie, co ma robić. Proponuję wymianę numerów. Ręce mu się trzęsą.... Już mamy się rozstać, a ja z ciekawości pytam ile ma lat..... Mówi mi, że nie jest młody.. I ta liczba. Nie mogę uwierzyć. Odpowiadam, że w takim razie nie mogę się z Nim spotkać. Pocałowaliśmy się w policzki, jak Włosi mają w swoim zwyczaju... I teraz po prawie dwóch, a nawet trzech tygodniach przeklinam ten dzień. Przeklinam Go i Jego wiek. I przeklinam swoją ciekawość, bo miałam dziwne uczucie ...(co nie mam go  prawie nigdy), że to była cząstka mnie.

piątek, 23 sierpnia 2013

Spotkanie nr 12

Przepraszam. Dalam sie poniesc w wir planow, ktore ciazko mi jest zrealizowac, choc wydaje mi sie, ze sie staram. Dalam sie poniesc w wir marzen, ktorych zrealizowanie jest prawie nierealne. Dalam sie poniesc w wir JEGO. I tu moj bol. Jestem w studni, a wiaderko, ktore ma mnie wyciagnac na powierzchnie coraz bardziej sie oddala. Glupia sprawa. Sytuacja patowa.
Historia Nas. Moze lepiej nasza historia? W skrocie. Jest dziwny, niski, stary, ale z nikim w trakcie rozmowy godziny nie zamienialy sie w sekundy. Zaden facet mnie w zyciu nie traktowal jak On. Taki szacunek. To jest nienormalne. Zaprosil mnie- na wycieczke- na 1 dzien do  Szwajcarii... Potem na dwa dni. Wynajal hotel- 2 noce. Wszystko zorganizowal. Woli morze. Pojechalismy w Alpy...Rady mojej mamy- jedz, nie przejmuj sie.. Troche sie balam. Jaka jest cena za luksus? Kupil mi bilety.... Wydukowal szlaki, bo oczywiscie wyjazd laczyl sie z wedrowka w gory...Jestesmy w Aprice. Hotel- zamek- piekny. Wchodzimy. Boje sie. Obliczam ile wydal. Jest mi glupio. Kobieta z recepcji prowadzi nas do pokoju. Widze pojedyncze lozko. Wyobrazam sobie, jak mu place. Putana. On bez zastanowienia mowi, ze bookowal 2 pojedyncze. Mysle pozory. Gra pozorow. Wchodzimy. Zostawiamy rzeczy. Mysle... sprawdze Go. Sciagnelam bluzke.... Stoje w staniku i mowie: Jaka ma byc moja zaplata? On jest w szoku. Patrzy na mnie i mowi: Justyna TY TAKA NIE JESTES. Ide o krok dalej. Mowie mu zeby sie rozbieral. Jego twarz jest czerwona i purpurowa...Przemilczal to i powiedzial, ze wychodzimy na spacer. Poczulam ulge. Moja zaplata ma byc nasze mile spedzenie czasu....I tak spedzilam dwa dni na rozmowe, wedrowce po Alpach, smiechu przez 24 godziny na dobe. Az mi bylo glupio, bo naprawde poczulam sie pierwszy raz rozpieszczona do granic mozliwosci....Nawet o zgrozo- bezpieczna.

czwartek, 8 sierpnia 2013

Spotkanie nr 11

Szanowne Panie.. i Panowie... Nie ma mnie w Polsce- na razie. Sytuacja dziwna- sprawy nabraly tempa. Czy takiego jakiego bym chciala? Raczej nie.... Pracowalam, odpoczywalam- mniej, jezdzilam po Ligurii- wiecej niz odpoczywalam. W sumie w lipcu nazbieralam wspomnienia, ktore maja mi wystarczyc... na jak dlugo? Nie wiem.... Ok zaczne od tego, ze spotykalam sie- z marynarzem z La Spezia, policjantem z Como, niepelnospawnym sasiadem, mialam propozycje sexu z Macedonczykiem oraz propozycje podrozy od Pana Francuza, ktory dla mnie byl zwyklym Marokanczykiem... jeszcze zapomnialabym o uroczym mezczyznie z syndromem Piotrusia Pana przeznaczonym dla mojej mamy, ktorego poznalam w malym miasteczku Varese Ligure oraz wczorajszego strazaka, ktory byl wysokim i niebieskookim neapolitanczykiem...w tym wszystki jest jeszcze watek pana od biegania o ktorym mysle, bo choc moze nie zostanie on nigdy profesorem, ani przedsiebiorca to fajnie byloby sie obudzic z pewnoscia, ze jest sie bezpieczna? Dzis opisze mezczyzne, ktory plakal. Sama w La Spezi- wracam z Portovenere...pytam, gdzie jest stacja. Odprowadza mnie-klamie, ze tez sie wybieral.Mam czas do pociagu. Pijemy kawe. Nie podoba mi sie. Dosc niski, z Calabrii, mieszka na statku. Przesymaptyczny. Zaprasza mnie na wycieczke w kolejny weekend. Ciesze sie- wszystko jest lepsze niz podrozowanie samej. Lepiej przezywac samotnosc we dwoje. Wybieramy sie w gory. Jego pierwszy raz. Mieszka kolo gor, morza. Woli morze. W gorach- najgorsza trasa w moim zyciu. Piekne widoki. Gory, morze, roslinnosc. Jest niebiezpiecznie- on jest spocony, meczy sie, ale mowi, ze jest cudownie, bo ja jestem... trasa- prom, pieszo.. z Rocco do San Fruttuoso. Mala zatoczka. Wracamy promem. Kupuje bilety- dla mnie i sobie. Taka byla umowa- ja jedzenie-on bilety. Suma -ja wydalam 8 euro- on 40. Daje mi ksiazke- prezent. Na promie ociera lzy- bylo mi glupio- nie przykro. Wiem, ze to nasze ostatnie spotkanie. On rowniez to wiedzial, ale potem pisal do mnie... Smsy- z wyznaniem milosci, z propozycja mieszkania razem... zalosne. PRZECIEZ ON NIE ZNAL JUSTYNY.

środa, 26 czerwca 2013

O sobie= NIE O OSOBIE

Inaczej niz zawsze. Nie o kims, ale o MNIE....Znowu bez polskich znakow, ale z usmiechem, ktory ma gorzko-slodki smak. Slodki- na obecna chwile jestem dosyc szczesliwa. Gorzki- zdaje sobie sprawe z uplywu tych dni. Z szarosci jaka mnie czeka. Z braku wyidealizowanego celu, ktory da mi spelnienie. Nie rozumiem. Uplyw czasu- raczej jego splyw- w dol-koniec mlodosci. Moze sie wydawac, ze ludzie lubia przygody- male chwile szczecia. Przelamanie codziennosci. Nieprawda. Raczej codziennosc, ale nie ta smutna, a z kims. I tak oto wczoraj w trakcie powrotu z Jeziora Lago Maggiore- podczas 50 km drogi dowiedzialam sie, ze my 23 latek i 24 latka -homo i hetero- chcemy byc z kims w swoim byciu... Z drugiej strony nasze matki- przezywajace druga mlodosc i szczescie chca tylko przyjemnosci z ulonych chwil usniesien i szczescia. Wygoda,egozim, przyzwyczajenie do swojej codziennosci. Przerazajace- my dosc mlodzi wyszlismy na starych. NOWY WATEK : Spotkania- tak bylo ich wiele. Byly sztuczne. Bez normalnosci. Usmiech na sile- niczym taki jaki robisz do zdjecia. Usmiechasz sie i nie pamietasz, ze sie usmiechalas. Bez chichotania, bez iskry w oku. Rownie dobrze w tym przypadku mozna dac banana na twarz i zastapic nim wargi. Ostatnio- doznalam troche normalnosci, spontanicznego usmiechu. Bez grania nie siebie- bez cienia mnie, ale prawdziwa JA. I tak powoli doszlam do wniosku, ze ze nie szukam nikogo super inteligentnego, bogatego, robiacego kariere,z mieszkaniem, samochodem, pieknego. Odkrylam, ze zeby miec te wszystkie cechy i dobra trzeba sie bardzo dobrze urodzic, miec plecy, albo duze ambicje,szczecie- ja tego nie mam... Odkrylam, ze czlowiek z duza ambicja- bedzie mi imponowal, ale i dolowal, super inteligenty- traktowal za glupia, z dobrami materialnymi bedzie oczekiwal, zebym ja je rowniez miala...OGOLNIE W TYCH PRZYPADKACH NIGDY NIE BEDE CZUC SIE SZCZESLIWA. Ostatnio sie nie porownuje i mniej przejmuje. Kiesdys myslalam, ze wszyscy sa szczesliwi, ale nie JA. Po spotkaniu z Wloszka majaca NAPRAWDE wszystko ( wlasna firma, maz, dzieci, dziadkowie blisko, dom nad morzem, w gorach, zdrowie, duza rodzine, osba, ktora wykonuje za nia obowiazki domowe, duze mieszkanie.....) zdalam sobie sprawe, ze nie samo szczescie, ale poszukiwanie szczescie i dobrobytu, a takze troski czynia NAS SZCZESLIWYMI.

środa, 29 maja 2013

Spotkanie nr 10

Wywód filozoficzny, choć nie znam się na filozofii. Od pewnego czasu- tygodnia- nie mogę przestać myśleć o pewnym wydarzeniu. Klasyfikuję je tak- wszystko, co było przed nim oznacza- p.n.e po nim n.e . Ranga- wiadoma. O czym tak myślę? Czy jest ktoś nam przeznaczony? Romantyk- powie tak, realista- nie wiem? ale pewnie, że mało realne., pesymista- po co? I tak umrzemy, optymista będzie do końca wierzył, że tak…. I można sobie wymyślać w nieskończoność. Ja z pesymistki -powoli- po paru chwilach zamieniałam się w całkowitą optymistkę. Zanim napiszę dlaczego przedstawię parę wydarzeń jakie nastąpiły po spotkaniu … Po rozstaniu wsiadłam do tramwaju. Miałam w ręce świeżą kawę kupioną po cenie 27 zł, gdy w kawiarni kosztuje 55…. Wracałam z pracy. Była około 12. Bagatela. Mogłabym napisać iż po prostu wracałam tramwajem. Jednak nigdy tory nie wydawany mi się tak ciche, ludzie tacy radośni, Planty zielone, a gołębie natrętne. Wszystko może się wydać normalne, gdy człowiek ma dobry humor, ale gołębie? Istotnie- niecodzienny widok- setka gołębi…skacząca, latająca na około kobiety, która odganiała je od siebie na wszystkie możliwe strony. To nie koniec dziwności podróży tramwajem. W geście szczęścia- krótkotrwałego, amoku, wręcz deszczy i współczucia podałam pewnemu starszemu mężczyźnie- zakatarzonemu –siedzącemu koło mnie chusteczki. I tak zaczęła się rozmowa. Wiek- ok 70 lat. Nauka życia- starsza osoba twierdząca iż starsi ludzie są nie wychowani i przez to młodzi są nie wychowani..Dalej piechur, przewodnik i widać dobry człowiek. Zaprosił mnie na kawę- wzięłam numer. Obiecał iż pomoże mi wybrać trasę… Abym nie została drugą Łapicką… To mi nie grozi, bo wszystko cały powrót- rozmowa ze starszym Panem, obserwacje na temat otaczającej mnie rzeczywistości i dobry humor spowodowany był poznaniem, a raczej tylko krótką rozmową z NIM… I gdybym miała tylko więcej śmiałości… Zacznę teraz od początku. O powrocie z pracy, kawie i Bagateli było… Co jednak się zdarzyło na przystanku, zanim wsiadłam do tramwaju? Wdychałam zapach kawy, stałam z przekonaniem iż nic mnie już dziś nie spotka. Spotkało- On parkuje około metr ode mnie swój rower- dokładnie starą Gazelkę… Rower- w takim stanie jak i on- spodnie dresowe, jakaś kurtka, adidasy- wygląda niechlujnie, ale tak ma być. Po prostu zostawia rower..Wchodzi do sklepu. Pilnuję roweru- patrzę za nim i myślę : Ku… JAK ZAGADAĆ? Ku.. CO ZROBIĆ… I myślę, że jest obcokrajowcem. I wyszło już 5 ludzi, a jego nie ma.. I mam przygotowaną gadkę. Wychodzi. Pytam : Do you know that I could still your bike?.. A on śmieje się na całe gardło i pyta: czy znam Polski. I nagle wymyślam, że pilnowałam mu rower, bo mi już ukradziono 2. Nagle uwierzyłam , że mi je ukradli i kocham jazdę na rowerze.. podwójne kłamstwo-( jak żul- tak sklepowy – czego nie powiedziałam). I na to On mówi, że jeżeli przeznaczeniem byłoby ukraść, to nic by to nie dało, a rower ma zabezpieczenie koła i On szybko biega.. Głos- radiowy- przepiękny, jest miły- widzę dobroć w NIM…… W tym momencie umarłam. Patrzyłam na niego jak na cud świata- TE WŁOSY- loczki, TEN NOS i TE PIEPRZONE ZŁOTE OCZY. NIGDY ICH NIE ZAPOMNĘ. Aha, czy dodałam mój kretynizm? Moja odpowiedź: To wiesz, może ja CI teraz ukradnę ten rower.. I nie wytrzymałam życzyłam mu miłego dnia… Obróciłam się prawie, bo nie mogłam patrzyć na niego, gdy moje kolana odmówiły posłuszeństwa, mój mózg tylko mówił mi : Nie pozwól, żeby odjechał… a moja racjonalność podpowiedziała- Itak na niego nie zasługujesz…….. Wsiadłam do tramwaju. Smutna, ale i szczęśliwa z wiarą w przeznaczenie iż jeszcze kiedyś Go spotkam…

poniedziałek, 13 maja 2013

Spotkanie nr 9

Piszę blodkę- nowe określenie notki. Było spotkanie po którym czuję się w końcu odprężona spokojna. Czy będą kolejne? Nie wiem, jednak prawdopodobieństwo iż Go kiedyś spotkam jest bliskie 1, a wręcz nawet wynosi 0,9(9) Dlaczego? Sobota- szykuję się na imprezę. Jestem J. - w moim lepszym wydaniu. Perfumy Angel Star, nowa bluzka, makijaż. Czuję się prawie pewnie, prawie wesoło i prawie dobrze ze sobą. Dochodzę do przystanku. Jestem na nim prawie sama. Na przystanku 4 osoby- w tym On. Ma około 190, zarost, błękitne oczy i okazuje się, że mieszka dwa bloki dalej. Nigdy wcześniej Go nie widziałam. Niczym się nie wyróżnia. Podkoszulek, jeansy – normalny. Patrzę na rozkład. On patrzy na mnie. Pytam, czy jechał tramwaj. Odpowiada i zagaduje. Stara się. Bierze numer-szybko- jakbym miała uciec. Od razu wysyła sygnał (bo nigdy nic nie wiadomo). Mały szczegół- nadjeżdża tramwaj -wsiadamy do tego samego wagonu. Jedziemy razem. Wysiadamy razem. Idziemy (na początku tylko mnie odprowadza) do knajpy razem. Pani K. czeka. Wchodzimy razem. Wypijamy razem (Pani K. jest osobą trzecią). Dwa piwa później idzie do znajomych. I stało się. Dziś poniedziałek- dzień naszego spotkania. Pobicia mojego rekordu. Randka zgodna z zainteresowaniami. Bieganie- bieg, jogging w każdym razie to robiliśmy. W końcu z kimś. Przynajmniej jasne. Biegasz, pocisz się, jesteś czerwona, twój oddech jest przyśpieszony, czujesz się jak g….. i wiesz, że albo bierze Cię taką, albo spada. Nie dodałam, że flirt, oczarowanie- nie ma racji bytu, a jedyny sposób zaimponowania to szybkie przekładanie nogami. On- biega od 2 miesięcy. Zrobiłam krótką kalkulację. Powinnam dać sobie radę. W każdym razie o 20 czekał. Dwa bloki dalej. Ironia. Wyglądał profesjonalnie. Obciśle, ale bez przesady. Ja obciśle z przesadą, a raczej moje koślawe nogi. Coś o Nim. Dobrze zbudowany, owłosiony ratownik medyczny. W trakcie biegania rozmawiamy.Sapię- wstrzymuję się przed okazaniem słabości. Narzucam szybkie tempo, mówię, pocę się i koordynuję ciało- i ducha, aby za dużo nie powiedzieć. Przebiegam w super tempie część jaką zawsze przebiegam- z trudem. Tym razem adrenalina zrobiła swoje. On ma ochotę na jeszcze. Co miałam zrobić? Zgadam się. I tak przebiegam trasę, którą normalnie biegnę na 3 razy. Trochę idziemy- jakieś 200m. Czuję się zmęczona, mam mroczki przed oczami, ale jestem cholernie szczęśliwa. Nie nazwę iż on był całkowitą przyczyną mojego szczęścia. Moja duma z siebie polegała na poczuciu, że mogę przebiec 10 km, że mogę wyjść i spotkać się z facetem prawie bez makijażu i najważniejsze…. nie muszę wszystkiego robić sama. Czasem jest osoba, która Cię zmotywuje i On dziś był taką osobą…

niedziela, 28 kwietnia 2013

Retrospekcja nr 10

Było wspaniałe spotkanie… Zaraz, zaraz to nie ma być blog kłamstw? Ok nie było żadnego spotkania. Znowu zostaje retrospekcja. Czujecie się rozczarowani. Ja też. Nie znalazł się Pan naiwny gotowy poświęcić mi swój czas. Martwię się tym. Martwię się też całym Światem. Martwię się o przyszłość, o to, czy ktoś Panna S. wróci szczęśliwe z Podkarpacia, czy …. Dość zamartwiania. Choć ludzie bez zmartwień, obowiązków są jeszcze bardziej nieszczęśliwi… Jak to wytłumaczyć? Poznałam kiedyś pewnego Pana w średnim wieku. Turek. Nie miał zmartwień. Może oprócz wypalenia zawodowego. Nie miał rodziny, prawie przyjaciół, sam dysponował swoim czasem i nie był zależny od nikogo. Nie obchodził nikogo- Nikogo- może oprócz siostry i mamy, które miały swoje życie...Nie powinno mi być Go żal. Jednak było. Ktoś by powiedział- Idealna sytuacja. W Krakowie od 10 lat. Przystojny facet. Cóż – był, ale urok osobisty. Pozostał. Przyciągnie kobiet- magnez. Maniery- dobre. Wykształcony i ten Islam- choć powiem Wam, że mogę mieć muzułmanina. Inna wiara- nie przeszkadza. W co ja się wtedy wpakowałam? Moja potrzeba uszczęśliwiania chwilowego i poczucia, że robi się dla kogoś coś dobrego ( to znowu możecie sobie dodawać co chcecie). W każdym razie On był już kimś. Pozycja, kasa i mieszkanie w ścisłym centrum. Wszystko na co laska może polecieć. Ja głupia- nie umiałam tego wykorzystać. Nieprzyjęte prezenty. Nic. Chodzi o to, że moja potrzeba pokazania, że nie każda leci na kasę. Z jego opowiadań takich było wiele. W każdym razie nie opowiadał szczegółów, ale ja już sobie dołożyłam parę klocków więcej i wpadłam w fobię. Brak snu, brak zapału itp. Cóż nad jednym tylko się zastanawiam? Dlaczego pomimo tego iż nasze kontakty fizyczne były bardziej ograniczone niż dzieci w gimnazjum- moja moralność to chciał się ze mną spotykać. Ja już nie. I tu dalsza część historii. Spotkałam Go na ulicy. Koleżanka zdziwiona skąd Go znam.. Chciałam uciec, ale zrobiło mi się Go żal. Szedł do klubu sam. Wyrwać- może?. Kupić sobie chwilę przyjemności? Nie wiem. Wiem, że go w klubie znali. Wiem, że ucieszył się, że mnie zobaczył. Poczułam się jak VIP- wchodzimy za darmo, bez czekania. Koleżanka w szoku. Kupuje drinki i chce tylko pogadać. Chwila rozmowy. Odchodzimy . Widzę mężczyznę- młodszy ( o nim będzie post). Potem wchodzę do palarni. Widzę Turka– siedzi sam. Chwilę rozmawiamy. Jakieś 10 minut później mój wzrok napotyka mężczyznę z przejścia. Zapraszam Go. Podchodzi i tak siedzimy i rozmawiamy. On ja i Turek. Niezręczność. Głupota. Degradacja mojej osoby. Zaczyna się flirt. Turek patrzy. Pogrążyłam się w opowiadaniach Młodego Adonisa. Jest przystojny. Na tym kończę o nim będzie w następnym wątku. Jedno Wam powiem- gdybym wiedziała jaki typ z tego gościa i gdybym nie spotkała Turka w klubie czułabym się szczęśliwsza. W każdym razie Turek okazał się tym lepszym, a ja okazałam się egoistką pogrążona sobą i zapominając o koleżance.....

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Retrospekcja nr 9

Retrospekcja.Badziewne słowo. Powinna być ona spotkaniem. Wydarzenie miało miejsce w trakcie pisania bloga. Z drugiej strony jak napisać o czymś, co zostało przemilczane, miało miejsce dwa miesiące temu i stawiałam opór,żeby to ujawnić. Super określenia.Stawianie oporu i ujawnianie czegoś. Stawiałam opór przed napisaniem- o Nim i ujawnieniem swojej prawie szalonej strony. Wprawdzie moje serce i umysł są na swoim miejscu, ale moje patrzenie na świat przeszło konfrontację- jakże dobitnie dającą mi do zrozumienia, że trzeba być najlepszym. Bycie dobrym, a w moim przypadku przeciętnym plasuje Cię na pozycji ostatniego z ostatnich. Urocze i piękne... Okrutne. Prawda. Prawdą jest również iż Pan IQ jest w czołówce. Dobra uczelnia, dyplom zagraniczny i kwalifikacje. Nie oznacza to, że czułam się przy nim głupia, czy mało ambitna. Dlaczego? Jego inność nie dawała szans na porównanie. Inna kategoria. Racjonalizm, ateizm i śpiewanie Hymnu w łazience. Dalsze szczegóły- przemilczeć. Całej otoczka jego bycia i idealności według moich obserwacji wzmagała w Nim potrzebę poznania człowieka takiego jak ja- chyba prawdziwego, albo innego niż jego obecna powierzchowność i taktowność.Jak się poznaliśmy? Sympatia- On tak jak każdy z moich jakże niedoszłych kochanków kreował się na ambitnego, odnoszącego karierę. I niedowierzanie- taki był- tacy wszyscy byli. Ci ambitni mężczyźni spotykali się również z ambitnymi kobietami. Słyszałam opowieści o nieszczęśliwej lekarce, o prawniczce, która robiła doktorat i do tego tańczyła zawodowo. Kobiety te wydawały się idealne. Niedoszli kochankowie opowiadali o nich z chęcią. Beznamiętnie- tak jakby idealne kobiety ich nudziły. Bez entuzjazmu, zauroczenia. Ja za to z entuzjazmem i zauroczeniem słuchałam. Zbaczam z tematu? Ok powracam do ideału ideałów. Po 3 tygodniach skypa – u mnie to rekord- jest koniec lutego. Siedzę w pociągu- Kraków- Warszawa. Z wyboru. On chciał przyjechać do Krk. Być jego przewodnikiem- mało urokliwe. Za to podróż-przerażenie, ale w większym stopniu podniecenie- to już coś. Pan idealny- warszawiak z napływu. Ukrywa pochodzenie. Słychać angielski akcent i wstyd w głosie. Wstyd przed małomiasteczkowością i pragnienie kosmopolityzmu. Moje zdenerwowanie. I jeszcze raz moje zdenerwowanie. I jeszcze raz to samo. Pozorność bycia. Zdystansowanie. Kawa, dobra atmosfera. Jego strach. Moja ciekawość i bezpośredniość dziecka. Po krótkich wątpliwościach- zaprasza mnie do siebie. Wino, kolacja- spontanicznie. Spontanicznie z mała torebką- zostaję na noc.Spontanicznie jest za dobrze.Możecie dodawać pieprz, sól i jeszcze raz pieprz, czy co Wam się podoba. Ja i moja racjonalność- uwielbiam ją. Jego zdziwienie. Ja się sobą nie zdziwiłam. Rano śniadanie. Skromne. Typowy facet. Miły. Odprowadza mnie na pociąg...

środa, 27 marca 2013

Spotkanie nr 8- bez klasyfikacji

Sprawa wygląda tak. Kolekcjonuję zalety mężczyzn. Wyciskam z nich, co najlepsze. Układam potem zalety w głowie. Łudzę się, że w końcu spotkam kogoś, kto będzie je posiadał. Mój racjonalizm podpowiada mi słowa- naiwność, dziecinność, głupota. Przez to podejście przygnębienie sięga zenitu. Racjonalizm nie daje mi spokoju. Zadaje pytanie: Jak spotkasz kogoś po ostatnich wydarzeniach? Najpierw komplement z ust męskich- "Wyglądasz prawie jak zakonnica, tylko te rękawki", potem wizyta u fryzjera i kolejne niepowodzenia. I tak wbrew racjonalizmowi i ostatnich wydarzeniach oglądam nieszczęścia panujące na świecie. Czytam artykuły o kobietach nie mających wyboru i dochodzę do wniosku, że chociaż włosów nikt mi nie doczepi, to komplement o byciu prawie zakonnicą nie powinien mieć prawa bytu- co ma czytanie pesymistycznych artykułów i nieszczęścia panujące na świecie do komplementu i wizycie u fryzjera nie mam pojęcia. Jednak podczas podczas czytania wpadłam na pomyśl iż spotkam się z mężczyzną, który mnie tak nazwał. Ok- wszystko chronologicznie. W towarzystwie jestem niechlubnie znana jako ta- z którą się wychodzi, a ona zostawia człowieka. Poznaje kogoś nowego. Znajomi idą na dalszy plan....To bezczelne, ale moja dzika natura każe mi poszukiwać nowości. I On był nowością. Zobaczyłam Go, gdy weszłam do House of Beer. Siedział przy barze z kolegą-oddawał się bardziej piciu piwa i oglądaniu meczu niż rozmowie. Mój kobiecy radar. Poszłam na dół do znajomych. Przywitałam się i poszłam na górę po piwo. Usiadłam kogo Niego. Wzrok. Uśmiech. Zagadał. Poszło łatwo. Po chwili kolega - Szyderca przyłączył się do rozmowy. Po około 3 minutach wróciłam do znajomych, wypiłam piwo i wróciłam do Przystojniaka i Szydercy. Kupiłam drugie i znowu zaczęłam z Nimi rozmawiać. Dałam się namówić na obrót i chwilę rozmowy- wyszłam na idiotkę. Przyszli znajomi. Mieliśmy wychodzić. Przystojniak wziął od barmanki kartkę- zapisał numer- jakie to słodkie..... Dałam telefon Szydercy. Zapisał numer. Wiedziałam, że jeden lub drugi się odezwie. Tego samego wieczoru odezwał się Szyderca. Na drugi dzień zadzwonił Przystojniak- dostał numer od Szydercy. Chciał się pobawić. Również czasem umiem, tylko moja zabawa jest bardziej wyrachowana. Po 2 dniach zadzwoniłam i powiedziałam przystojniakowi, że na potrzebę bloga chętnie się z Nim spotkam. Zgodził się- myślałam jednak, że była to zgoda z grzeczności i nadzieją na to iż dam mu spokój. Dziś rano dostałam sms z miejscem i godziną. On wybiera miejsce. Widzę Go od razu. Mój odwet- wręcz moja wulgarna szczerość (za tamtą rozmowę) i słowa raniące mężczyznę: "Wydajesz się niższy". Owszem był niższy, ale i szczuplejszy niż Go zapamiętałam. Przystojny o oliwkowej cerze Ładnie, ale klasycznie ubrany. Przyjął komplement z wielką...radością. Chciał wybiec. Uciec. Zapaść się. Zamówiliśmy kawę. Byłam ciekawa jak wyglądają (zazwyczaj) Jego spotkania. Patrząc na innych- moje są jakieś dziwne. Potrzebowałam instrukcji. Człowieka doświadczonego, nieznajomego. On oszczędzał- prawie cedził słowa.Jego ironiczny uśmiech. Myślałam, aby Go przesłuchać. Poznać tok rozumowania. Zazwyczaj łatwo rozgryzam człowieka. Ludzie opowiadają mi dziwne historie. On był inny. Człowiek tajemnica. Prawie nic o innych kobietach, spotkaniach. Wiem, co cieni. Pewność siebie...ale wygląd jest na pierwszym miejscu. Zaczęłam tracić zmysły. Pewność siebie- dawno umarła. Mój rękaw pytań w normalnych okolicznościach jest ogromny- nie przy Nim. Typowy łowca, ale szuka ideału. Z zasadami. Zaproponował wycieczkę na Sycylię. Na 5 dni. Abstrakcja. Jestem do tego zdolna. Chciał zapłacić. Po co? Wyraził między słowami chęć następnego spotkania- może to tylko wyobraźnia specy

piątek, 1 marca 2013

Retrospekcja nr 7

Po przebytych spotkaniach chyba czas narodzić się na nowo. Wrócić do dziecinnego zauroczenia i braku patrzenia krytycznym wzrokiem. Początek. Dziecko-jak dziecko zakochujemy się pierwszy raz. Składniki: zauroczenie, naiwność, śmieszność bycia- wszystko zakończone tragedią. Nasze pierwsze doświadczenia- całus w przedszkolu, trzymanie za rękę....U mnie był poziom hard. Nie było całusa( może jeden raz gry go zmuszono). Mój wiek- 5 lat. Wygląd- prawie aniołek przy tuszy-potem było tylko gorzej. On- całe 9 lub 10 latek. Atrybut niesamowitości- motorynka przejeżdżająca koło domu babci we wakacje. Żniwa, zapach mleka od krowy i smród obory. I namiętność. Moja namiętność ograniczała się do uciekania przed motorynką. Śmiech i uciecha rodziny. Aranżacja NASZYCH spotkań. Jedno spotkanie- ucieczka, drugie-  zakopanie się pod kocem-odszukanie mnie. Moja reakcja- chwycenie jego ręki i  ugryzienie do krwi. Do tego wszystkiego dochodzi wątek erotyczny. Po przyjeździe motorynki oglądanie jego ciemnych włosów i pleców- od tyłu. Marzenia- wspólny ślub. Wspólne życie. W wieku pięciu lat. Dużo się nie zmieniło. Zauroczenie, słodkie chwile-marzenia- rozczarowanie(czasem jedna, a czasem druga strona)-ucieczka-koniec. Wszystko jak u pięciolatki- oprócz może gryzienia do krwi i..... Zastanawiające. Jak tu być normalnym, skoro od samego początku było źle i nienormalnie.

niedziela, 17 lutego 2013

Spotkanie nr 7


Jeżeli mogłabym zamienić  się w żabę ,łosia, jelenia lub inne zwierzę- dawno bym to zrobiła. Selekcja i dobór partnerów w naturze jest czymś naturalnym. Prostym. Zero złożoności. Samiec podchodzi- zaleca się, ona przyjmuje- szybki sex- zostają  na resztę życia lub każde odchodzi w swoją stronę- patrz 99% gatunków.  Niektórzy ludzie potrafią być jak zwierzęta- zazdroszczę. Większość kieruje się uczuciem- zostaje z drugą osobą-zazdroszczę. U mnie nie ma, ani strony zwierzęcej, ani ludzkiej. Nie ma zwierzęcej dzikości, ani ludzkiego ciepła i przywiązania do drugiej osoby. Obojętność. Mogę się śmiać, rozmawiać z setkami mężczyzn. Nie odważę się na powielić zachowanie zwierząt. Nie odważę się na próbę bycia z kimś.  Takich ludzi jak ja jest więcej. Ostatnio poznałam jednego z nich. Ma 34lata. Kariera, kasa, super auto, zero gustu, nawet przystojny- podkreślając nawet.  Pierwsze spotkanie- bajka. Drugie spotkanie- koniec bajki. Pierwsze spotkanie- Kraków, drugie- pojechałam do Katowic. W Krakowie spodobaliśmy się sobie- mnie jego charakter- jemu moja fizyczność- chyba?. W Katowicach-  spędziłam cudowny dzień, ale przestraszyłam faceta. Mam wspaniałą zaletę, że ludzie nie wiedzą, kiedy żartuję. Czasem ten żart to prawda, a czasem prawda to żart. Granica często mi się zaciera. Jemu po powiedzeniu, że szukam dawcy, zaproponowaniu hotelu, skomentowaniu jego stroju, wypicia swojego i jego piwa – granica zatarła się. Przestałam być istotna. Rozumiem i nie żałuję. Facet w golfie pijący piwo- a raczej 1/8 piwa przez rurkę- odpada. Odprowadził mnie na dworzec. Moja głupota i utrata poczucia czasu doprowadziła do przegapienia wszelkich środków komunikacji pozwalających mi wrócić do domu. Honor nie pozwolił na odezwanie się do Pana P. Wróciłam do knajpy na jeszcze jedno piwo- odszukali mnie dwaj sympatyczni umilacze czasu. Po zamknięciu knajpki do godziny 3; 24 spałam na dworcu w Katowicach. Czy żałuję dnia? NIE- był piękny, czy żałuję swoich słów- NIE- wiem, że nic z tego by nie było. Jednego czego żałuję to że widzę świat w bieli i czerni, a nie szarościach.

wtorek, 12 lutego 2013

Retrospekcja nr 6

Czasem przytrafia nam się co przy okazji, coś czego nie oczekujemy, ale coś na coś bardzo czekamy. Okazja- pielgrzymka- nie oczekiwałam, że znajdę kogoś na kogo już od jakiegoś czasu czekam. Jednak, pomimo wszystko taka osoba się znalazła. Już w drugim dniu. Wysoki, przystojny, szedł sam. Podryw na jabłko. Powiódł się. Po godzinie rozmowy zaproponował, że ma znajomych z zeszłego roku i oni załatwiają spanie.Cud. Mam wybór- iść z nieznajomym z pielgrzymki, czy spać ku mojej uciesze znowu z bandą  "braci" w pustostanie. Wybrałam Jego. Na początku czułam się nieswojo. Jak dziękować? Jak się zachować? Obawy były niepotrzebne. Wspaniała gościna i śniadanie- nie wspominając Pana Domu. Kolejny dzień z Nim. Cud. Opiekun niepełnosprawnej siostry, silny, dbający o siebie, religijny z zasadami moralnymi. 
Rozmowa, a nawet flirt. Piękny dzień. Druga noc. Śpimy wszyscy u jednego ze znajomych. Żart- odebrany przez niego ostro, że mielibyśmy razem spać. Zastanawiające. Towarzysze pokazują zdjęcia. Pewien wyjazd. Na zdjęciach On z pewną dziewczyną- też była w tym roku na pielgrzymce. Nic szczególnego. Nie zrobiło to na mnie wrażenia. Miły, dlaczego nie. Nie jestem jedna. Wydało mi się to normalne. Nienormalnym natomiast było to, iż On lubi rozkochiwać w sobie kobiety. Kobieta za zdjęcia okazała się pielgrzymkową zdobyczą z zeszłego roku. Ujawnia się Jego charakter i liczne wady. Modli się przed jedzeniem, by potem krzyczeć. Furiat. Szuka ideału kobiety. Jest z nami jego znajoma. Ciągnie ich do siebie. W podobnym wieku. Blisko siebie mieszkają. Nie są razem, bo powiedział Jej, że ma  małe piersi...Siostrą zajmuje się bardziej na pokaz. Atmosfera się psuje. Zostają Jego znajomi. Mogę napisać, że obcy ludzie stali się bardziej moimi znajomymi niż Jego. Wiem, że cała sytuacja doprowadza Go do pogorszenia humoru. Nie lubi kobiet takich jak ja. Na koniec napiszę iż nie martwiłam się jego zachowaniem. Przez kolejne dni spędziłam piękny czas. Historia jaką przeżyłam dała mi do myślenia. Wszyscy jesteśmy ludźmi. Możesz się modlić, iść na pielgrzymkę nawet na kolanach z plecakiem pełnym kamieni. Możesz też grzeszyć i nie być wcale lepszym od innych. Myślę, że kształtuje nas nie religia, ale etyka- nasza moralność. Bóg jest dobry, ale nie oznacza to, że osoba która w Niego gorliwie wierzy też jest dobra....

poniedziałek, 4 lutego 2013

Spotkanie nr 6

Pani Nikt musi to napisać- udane spotkanie. Dobre towarzystwo,dobre piwo, dobry humor spowodowany piwem i towarzystwem. Niestety pod wpływem piwa i towarzystwa mój słowotok...Obiektem pożądania
był  Pan M.- według mojej skali normalny facet (choć moja skala normalności jest bardzo szeroka). Nie jest maniakiem seksualnym (choć jego upodobaniem są pończochy), popapranym artystą, bezrobotnym dodam do tego zalety takie jak: pracowitość(ją zakładam), przyjazne usposobienie, wręcz z kobiecą delikatnością wyrażał swoje opinie. Plus- dociekliwość, zainteresowanie rozmową-?, 58 m na kredyt, auto i chyba naturalność- bezcenna. Co do wyglądu: zawyżył wzrost- bezczelny kłamca, nosi okulary, brzydko ogolony, ale dobrze ubrany- Pan Levis,  nie było widać ( czego- nasza tajemnica), kolczyk w  brwi, języku ( choć nie widziałam- ta wstydliwość), przejmuje się zakolami. Należy do osób wykształconych, nienudnych, z ze specyficznym poczuciem humoru- czułam się przy nim dobrze. O spotkaniu- standard- piwo- drugie piwo. House of Beer, Non Iron, roztopy i piękny wieczór. W powietrzu wiosna-czuć szczęście. W knajpach znajomi, parki- ciekawe dla ilu to pierwsze i ostatnie spotkanie. Pozostało moje uczucie, że w pewien sposób zachowałam się dziwacznie. Nie wiem na kogo wyszłam, ale na pewno nie na normalną osobę. Muszę się nauczyć: więcej patrzyć w oczy, zachować większy dystans, milej odpowiadać i znaleźć pracę,  aby wyjść na minimalnie ambitną. Najważniejsze- więcej powściągliwości. Koniec o mnie-czyli o Pani Nikt. Pan M- jako pierwszy przed spotkaniem wiedział o blogu. Chyba trochę go przerażałam, ale przemawiała na moją korzyść zwykła ludzka ciekawość. Reasumując chciał się spotkać. W mojej głowie szukam tego przyczyny. Konkluzja: .Może mężczyźni nie zawsze szukają normalnych kobiet?


sobota, 26 stycznia 2013

Retrospekcja nr 5

Mam problem. Krótko: Co do cholery łączy nas ludzi? I tu moje pierwsze myśli (jakże dla każdego odkrywcze): bycie człowiekiem, pragnienie miłości, sumienie, kłamstwo, popełnianie zła, nawet pomyślałam o Bogu. Wszystkie powyższe opcje zostały odrzucone. Pojawiła się tylko ona- zdrada. Załóżmy:  Głupi zdradza- bo kieruje się  instynktem,  bogaty- pieniądze i władza. Co z resztą? Przyjemność, życie chwilą. Nie wierzę, że dlatego zdradzamy. Sądzę, że robimy to najczęściej, bo czujemy się opuszczeni i samotni. Ktoś inny odpowie brak miłości- może, ale ja w tym momencie się nie zgodzę. I tu kolejne pytanie: Kiedy łączniczka ludzi ma miejsce? Czat z osobą na pikantne tematy, uśmiech na ulicy, dłuższa rozmowa, flirt? Musi dojść do pocałunku, sexu, obdarzenia uczuciem drugiej osoby?... Nie wiem. Z mojej strony tylko tyle- ja zdradziłam.Na początku spotkanie w podzięce za znalezienie portfela. On w związku przez 3 lub 4 lata, ja przez rok. Student, instruktor fitnesu, ale i ciekawy człowiek- z duszą. Ma dziewczynę- piękna, ale z problemem.Wymagający bogaci rodzice. Dają jej pieniądze- w zamian chcą, by była kimś.. Nie wytrzymuje. Zamyka się i chodzi do psychologa. On jej chłopak- wsparcie, ale ma dość. Nie kocha jej. I tu ja. Też czuję się samotna i chcę odmiany. Spotykamy się- nić porozumienia, drugie spotkanie. Podobam mu się. Trzecie spotkanie. Rozmawiamy o książkach, filmach...Dostaję piękne róże- najpiękniejsze w życiu. Na następny dzień przychodzi mój chłopak- chowam kwiaty, aby ich nie widział- jedziemy na wakacje. Parodia szczęścia. Mam wyrzuty sumienia, ale ukrywam prawdę. Jednak umiem kłamać. Po powrocie umawiam się z facetem od kwiatów. Zaprasza mnie do siebie. Oglądamy film. Przytula mnie. Całujemy się. I tyle koniec. Pocałowałam się z innym będąc w stałym związku. Oddałam się fizycznie i mentalnie. Nie było sexu, ale zdradziłam nie tylko swojego chłopaka, ale i jego dziewczynę. Nie kochałam go i  powiedziałam mu to szczerze.Przez jakiś czas byliśmy znajomymi. Po roku- znajomość się skończyła.Znalazł sobie kobietę, która przychodziła do niego na zajęcia. Dziękował mi,bo pomogłam mu zakończyć toksyczny związek. Nie mam wyrzutów sumienia, ale nigdy w życiu już nie popełnię drugi raz tego błędu. Dziewczyny bądźcie spokojne. W tej chwili chciałabym zobaczyć Waszą minę. Wiem, że byście się po mnie tego nie spodziewali- ja po sobie tego również...




niedziela, 20 stycznia 2013

Spotkanie nr 5

Stało się. Wybrałam właśnie Jego. Po selekcji mięśniaków, dresów, mężczyzn po 40, a także mężczyzn lubiących sex i inne cielesne przyjemności... W sumie dostałam z 50 wiadomości i z 30 oczek. Wybór prosty- dobry opis, ładne zdjęcia. Napisał do mnie. Odpisałam. Znowu e-mail. Podałam nr telefonu. Zadzwonił. Byłam spięta. Nie lubię rozmawiać przez telefon. Umówiliśmy się. Głos miły. Lubi rozmawiać . Smsy, druga rozmowa. Inicjatywa z jego strony. W trakcie rozmowy pięknie powiedział : Chcę się spotkać, podobasz mi się, kuję żelazo puki gorące i puki mnie ktoś nie ukradnie. Zgodziłam się. Zaczęło się. Trochę dziwne smsy, żartował, że na spotkaniu będziemy się całować. Jest niedziela. Dzwoni potwierdzić spotkanie. Później, że wyjeżdża i da mi znać, gdy będzie pół godziny przez miejscem spotkania. Nie śpieszyłam się. Obliczyłam, że będzie na 16:20. Dzwoni o 15.30, że będzie o 16 i żebym się nie spóźniła. Dodam, że specjalnie dla mnie przejechał 130 km. Głupio mi. Spóźniłam się 7 minut. Widziałam pretensje na jego twarzy. Nie dziwię się. Jestem spięta. Siadamy. Zaczynamy rozmawiać. Patrzę na Niego. Przystojny. Blond włosy, ładne okulary. Koszula w niebiesko- białą kratkę, musztardowe spodnie do tego ładne skarpetki w drobne kropki i zamszowe buty. Myślę, a raczej zachwycam się. Wysoki na moje oko z 190, długie nogi. Rozmawiamy- to On jest górą. Zadaje pytanie, a ja produkuję się. Ciągle przedziera się jego ulubiony temat- sexu. Pytania: ile miałam partnerów, czy czworokąt, czy mam wibrator, czy idziemy do toalety się całować... To tylko część jego pytań. Odpowiadam- na część wymijająco. Nie wierzy w odpowiedź: Po co do kibla iść? Możemy całować się przy ludziach w knajpie- dodam, że to bardzo romantyczne miejsce... Nie wiem, czy mu się podobam, czy mu się podoba każda. Łapie mnie za rękę i mówi, że chce mnie pocałować. Nie wiem, co mam zrobić. Chyba jest zrezygnowany i znudzony. Po 1h i 10 minutach chce iść.Nie ma ochoty na dalszą część spotkania. Chce mnie odwieźć do domu. Poczuł się źle, bo mu odmówiłam, skrytykowałam i nie patrzyłam w oczy. I najlepsze. Mówił wyraźnie, że szuka żony- w końcu ma 32 lata. Ja natomiast sądzę, że szuka przygód, a ja nie mam zamiaru być kolejną z nich. Z drugiej strony czymś mnie urzekł. Miał w sobie dużo sexapilu i pewności siebie. Podniecający sposób mówienia. Mam nadzieję, że pod powłoką kryje się całkiem fajny facet. Czy chciałabym się z nim jeszcze spotkać?  Tak, ale na moich warunkach.

środa, 16 stycznia 2013

Brak randki

Wstyd mi. Naprawdę nie wiem, co mam Wam napisać. Filip- w rzeczywistości tak nie ma na imię, ale żadne inne imię mi do Niego nie pasuje. Wróciłam z uczelni. Kolos i dwa egzaminy. I On. Nie chciałam spuścić  wzroku. Nawet nie kolega, ale osoba z roku.  Nie była randka, ani nawet rozmowa. Okropność i żenada. Mogę umówić się z 100000000000 facetami ( o ile ich typu na świecie jest), ale nie z kolegą z roku. Nie mogę podejść do niego i zapytać się jaką książkę czyta (czytał), nie mogę zamienić z nim słowa. Paraliż- idiotyzm i pomimo mojej otwartości - wstyd.Wiem o nim mało. Wysoki, długonogi, koszula, jeansy. Dłuższe falujące blond włosy, policzki jak u chłopczyka. Trochę za duży nos i uśmiech rozpromieniający całą twarz. Biega- nie wiem czy zawodowo- czyta. Radosny, miły i sympatyczny. Dowiedziałam się, że ma dziewczynę .  Przykład z życia. Podoba Ci się ktoś- nie mówię o platonicznej miłości, zauroczeniu, ale o tym, że należy do gronia tych osób, które widziałabyś u swojego boku. Nie- nie może tak być. Musisz  łowić, szukać, polować- daleko,aby nikt nie widział co robisz, aby być anonimową. Tabula rossa- mieć czystą kartę. Poza zasięgiem innych- ja -moja prawda o mnie.
Teraz część druga posta- wracam do korzeni. Nie ma randki. Szukam "materiału". W związku  z tym powróciłam na sympatię. Dodałam zdjęcie, opis. Czekam. Na razie przykro mi, ale pośród 40 propozycji jakie dostałam- niestety żaden, ale to żaden nie jest w moim typie. Nie chodzi tylko o wygląd, ale i o to co ma napisane. Nie wysilają się. Piszą do 1000 kobiet- nóż jedna się zgodzi. Nie mam zamiaru być NIĄ- następną. Do tego doszło, że nie odpisuję. Czytam  wiadomość. Kasuję. Zapominam. Nie jest tylko moja opinia na ten temat. Wołam siostrę. Patrzy w monitor. Nie wierzy, że pośród 40 żaden się nie nadaje. Sama sprawdza tych, którzy jeszcze nie zostali oglądnięci i skasowani. Załamuje się- wie, że to nie "mój  typ", wie, że to nie facet dla mnie. I teraz nasuwa się myśl. Wybredna, humorzasta. Wybredna- owszem. Humorzasta- owszem, ale czy jak Wam napiszę, że potrzebuję kogoś, kto będzie mnie motywował do działania ( kopem w dupę i powiedzenia prawdy w oczy), miał włosy na klacie, minimalne zainteresowania podobne do moich i będzie ubierał od czasu do czasu koszulę i nie chodził w adidasach, to czy to jest naprawdę trudne do spełnienia, aby się ze mną spotkać, Na potrzeby bloga jestem łatwa, chętna i otwarta na kawę w miłym towarzystwie.

czwartek, 10 stycznia 2013

Retrospekcja nr 4

Poczucia bezpieczenstwa, pracowitosci, odpowiedzialnosci, wiernosci i rozumienia sie niemal bez slow. Tego szukamy. Jednak, gdy osoba cechy  juz taka jest, czlowiek uzmyslawia sobie, ze szuka czegos innego. Iskry, milosci i namietnosci. Taka bylam ja. Pierwsze cechy to Jego charakterystyka, a drugie moje pragnienie, aby On je mial. Obudzilam sie po dwoch latach, ze to nie dla mnie, ze ten czlowiek jest jak drewno. Nie dla mnie taki mezcznyzna. Nie podobal mi sie z wygladu, ale cos  mnie zauroczylo. Daleki od idealu. Lubialam jego naturalny zapach i wlosy. Nie lubialam analitycznego sposobu myslenia- prawie zarowej spontanicznosci i jego rodziny. Jego znajomi byli moimi, ale tylko, gdy bylam z nim. Jego zycie bylo i moim. Tylko, gdy bylismy razem. Przez 98% czasu bylismy oddzielni, rozni. Mysle, ze bylam za glupia na niego i dla niego. Pomagal mi. Matematyka, statystyka, super tanczyl. Wiecej pisze o nim dobrego, niz krytyki.  Wydaje mi sie, ze ma juz zone, jest szczesliwy, moze dziecko... Nalezy mu sie. Mnie nie- to ja bylam tam zla, ale i piekna. Bylam humorzasta- naskoczylam, gdy kupil mi kwiaty w kolorze jaki nie cierpie- uparta, a On ulegal. Klepal biede w dziecinstwie teraz, gdy dobrze zarabil to dalej czul sie biedny. Odmawial sobie ubran, kosmetykow i byl skapy, a do tego dziwne nawyki, ktore powoli zwalczalam. Najgorsze jednak, czego nie moglam zniesc, to jego najukochansza mamusia. Nie zycze najwiekszemu wrogowi i zadnemu czlowiekowi takiej kobiety. Bardzo bliska relacja. Mieszkal z rodzicami. On jej Synus- jedynak. Robila jemu i mezowi sniadania, uslugiwala, a dodatkowo ze strony meza  znosila ponizanie. Dawno takiej zaniedbanej kobiety nie widzialm. Po studiach, ale pracowala w piekarni. Nie interesuje mnie w sumie jej wyksztalcenie, zawod. Dobra kobieta, ale ofiara, niewolnica mezczyzn. Nie umiala otrzymac super porzadku- jej kuchnia, pokoj, lazienka. Palila papierosy, kaszlala, ciagle narzekala na kamienie nerkowe... Z wygladu kobieta nie brzydka, ale ziemiasta cera od papierosow, styl ubierania sie  babci... Robila ciasta. Chwalila sie nimi. Ja wiedzilam, ze robie lepsze, ze umiem utrzymac lepszy porzadek. Widzila we mnie konkurencje. Byla grzeczna, ale budzilam jej niechec. Bylam jej przeciwienstwem. Zwrocilam jej uwage, ze przeciez jej "dzieci" sa dorosle, ze moze zrobilaby sobie wakacje. Drugi raz zwrocilam ja uwage, ze jezeli ma kamienie i kaszel to moze czas isc na zabieg i rzucic palenie. W tym momencie znienawidzila mnie.Ktos nie chce sluchac jej zali, a ja MATKE skrytykowal i zrobila to ONA- czyli ja. On wiedzial , ze mam racje. Wspieral mnie w tych uwagach, nie bronil jej. Przeciez byla mamusia i chcial zeby jak najdluzej zyla. Zeby bawila nasze wnuki. Ja sobie w tym czasie myslalm, ze w zyciu bym jej mojego malenstwa nie powierzyla po tym co pewnego razu uslyszalam od niego i od niej. Brzmialo to tak;"Niemowlaka, gdy placze nie przytula sie nie kolysa sie i nie czyni sie zadnych milych gestow, bo bedzie rozpieszony i dziecko ma sie wyplakac, a dopiero potem mozna go zabrac na rece". Chyba nic nie musze dodawac, bo przeciez to proste, ze w skutek takich slow odechciewa Ci sie byc z kims takim i miec z nim dzieci. Widziec, jak Twoj malutki niemowlaczek zalewa sie lzami i jest nieszczeliwy, a nad nim stoi sowa i tatus i gapia sie zamiast przytulic szkraba. Konkluzja. Bedac z kims jestes z jego rodzina. Biorac go za meza poznaj najpierw jego rodzine i pomysl, czy wyznwane wartosci Ci odpowiadaja, czy On ma normalne realcje z mama, a takze zapytaj sie, co by zrobil, gdyby wasze dziecko zaczelo plakac.

czwartek, 3 stycznia 2013

Spotkanie nr 4


Wloch- chcialam  pocwiczyc jezyk. Upil mnie i zapraszal do siebie. Powinnam zacznac bardziej chronologicznie. Przejechal specjalnie jakies 30 km, aby sie ze mna zobaczyc. Urocze. Uroczy tez mial motor-Harley Davidson w stylu retro. Mysle, ze nie jedna kobieta poleciala juz na ta maszyne. Poznalismy sie jakies 3 miesiace temu przez Internet, a mianowicie bez oszukiwania chatroullete. Czulam, ze kiedys sie z nim spotkam. On mozna powiedziec przystojny. 186 wzrostu, zarost, ubrany nie elegancko, ale i nie sportowo. Ma swoj styl- kurtka skorzana, koszula pod to podkoszulek. Ogolnie przemyslana calosc. Ma 23 lata. Podrozowal i pracowal: Holandia, Szkocja. Umie angielski. Jest kucharzem, a obecnie pracuje jako barman Na poczatku rozmowa i kawa. Czulam skrepowanie- nie  chodzi tu o to, ze wstydzilam sie Jego. Wstydzilam sie, ze uzywam innego jezyka, myle sie On mnie delikatnie poprawia. Na okolo kawiarnia, a stoimy przy barze siedza ludzie i mysla skad jestem. Zazwyczaj pytaja, czy jestem Ukrainka, czy Ruska. Dodam, ze nie nosze zlotych zebow, niebieskich cieni i krotkich spodniczek, nie jestem obwieszona zlotem... Dla Wlochow to sie nie liczy.
Po 5 minutach rozmowy rozgryzam Go. Buntownik, nie lubi stabilizacji. Szalony. Lubi sex jak kon owies. Pijemy kawe. Pokazuje mu miasteczko. Wstepujemy na drinka. Wypijam jednego- mocny. On bierze drugiego. Przechodzimy na angielski. Juz mi lepiej. Rozgaduje sie, a on sie chwali, ze duzo pije, ze mial dziewczyne, ktora Go nie strofowala. Pila z nim. Nie ma dobrego zdania o Polakach z Holandii, nie pasuje mu, ze we Wloszech Vat to juz 21%, a jego zarobek to tylko okolo 800 Euro. Narzeka. Rozchodzimy sie, a ja sobie mysle, ze reprezentuje on postawe typowego Wlocha....