poniedziałek, 13 maja 2013

Spotkanie nr 9

Piszę blodkę- nowe określenie notki. Było spotkanie po którym czuję się w końcu odprężona spokojna. Czy będą kolejne? Nie wiem, jednak prawdopodobieństwo iż Go kiedyś spotkam jest bliskie 1, a wręcz nawet wynosi 0,9(9) Dlaczego? Sobota- szykuję się na imprezę. Jestem J. - w moim lepszym wydaniu. Perfumy Angel Star, nowa bluzka, makijaż. Czuję się prawie pewnie, prawie wesoło i prawie dobrze ze sobą. Dochodzę do przystanku. Jestem na nim prawie sama. Na przystanku 4 osoby- w tym On. Ma około 190, zarost, błękitne oczy i okazuje się, że mieszka dwa bloki dalej. Nigdy wcześniej Go nie widziałam. Niczym się nie wyróżnia. Podkoszulek, jeansy – normalny. Patrzę na rozkład. On patrzy na mnie. Pytam, czy jechał tramwaj. Odpowiada i zagaduje. Stara się. Bierze numer-szybko- jakbym miała uciec. Od razu wysyła sygnał (bo nigdy nic nie wiadomo). Mały szczegół- nadjeżdża tramwaj -wsiadamy do tego samego wagonu. Jedziemy razem. Wysiadamy razem. Idziemy (na początku tylko mnie odprowadza) do knajpy razem. Pani K. czeka. Wchodzimy razem. Wypijamy razem (Pani K. jest osobą trzecią). Dwa piwa później idzie do znajomych. I stało się. Dziś poniedziałek- dzień naszego spotkania. Pobicia mojego rekordu. Randka zgodna z zainteresowaniami. Bieganie- bieg, jogging w każdym razie to robiliśmy. W końcu z kimś. Przynajmniej jasne. Biegasz, pocisz się, jesteś czerwona, twój oddech jest przyśpieszony, czujesz się jak g….. i wiesz, że albo bierze Cię taką, albo spada. Nie dodałam, że flirt, oczarowanie- nie ma racji bytu, a jedyny sposób zaimponowania to szybkie przekładanie nogami. On- biega od 2 miesięcy. Zrobiłam krótką kalkulację. Powinnam dać sobie radę. W każdym razie o 20 czekał. Dwa bloki dalej. Ironia. Wyglądał profesjonalnie. Obciśle, ale bez przesady. Ja obciśle z przesadą, a raczej moje koślawe nogi. Coś o Nim. Dobrze zbudowany, owłosiony ratownik medyczny. W trakcie biegania rozmawiamy.Sapię- wstrzymuję się przed okazaniem słabości. Narzucam szybkie tempo, mówię, pocę się i koordynuję ciało- i ducha, aby za dużo nie powiedzieć. Przebiegam w super tempie część jaką zawsze przebiegam- z trudem. Tym razem adrenalina zrobiła swoje. On ma ochotę na jeszcze. Co miałam zrobić? Zgadam się. I tak przebiegam trasę, którą normalnie biegnę na 3 razy. Trochę idziemy- jakieś 200m. Czuję się zmęczona, mam mroczki przed oczami, ale jestem cholernie szczęśliwa. Nie nazwę iż on był całkowitą przyczyną mojego szczęścia. Moja duma z siebie polegała na poczuciu, że mogę przebiec 10 km, że mogę wyjść i spotkać się z facetem prawie bez makijażu i najważniejsze…. nie muszę wszystkiego robić sama. Czasem jest osoba, która Cię zmotywuje i On dziś był taką osobą…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz