sobota, 23 listopada 2013

Spotkanie nr 15, 16

Moge napisać naprawdę dużo postów o różnych Włochach... O nim muszę napisać. Właśnie wróciłam. Chce mi się płakać. Ze szczęścia i że mogę Go już więcej nie zobaczyć. Nie jestem kochliwa, a do tego bardzo ostrożna. Jednak dwie róże- wbrew tradycji stoją na ławie. Jestem roześmiana. Nadal widzę kolor szary i czarny, ale za jego sprawą zaczynam widzieć i trochę zieleni. Mogę powiedzieć, że pewnie jestem jedną z tysiąca... Dobrze... napiszę Wam o Nim. Jest cholernie przystojny. Od początku. Po poprzednich rozczarowaniach zapisałam się na stronę w stylu sympatia.. W skrócie dałam opis, że jestem potworem... I pisali do mnie. I on napisał. Dentysta. Na początku myślę- stary-39 lat... Co o nim myślę? Jest ordynarny, cholernie przystojny, bezpośredni, dobiera okulary do stroju...I jeszcze raz bezpośredni i ordynarny.... Pierwsze spotkanie. Widzę Go- pierwsza rzecz- nie zasługuję na Niego.. Mówi, że jestem ładniejsza niż na zdjęciu. Potem idziemy na piwo- potem idziemy na kolację- jest wybredny. Wymagający. Jest szarmancki... Odwozi mnie do domu. Drugie spotkanie...Mówi, że jest po pracy - musi się wykąpać- mieszka na górze- zostawia mnie z ciotką, która mieszka na dole....Ciotka fajna-poznałam tajemnice Włoszek...On poszedł i przyszedł. Śmiać mi się chciało. Biała koszula, krawat... bosko... Chciałam uciec...Wyglądał pięknie. Pięknie. Pięknie. Czysto. Pięknie. Pojechaliśmy.... Gdzie? Mediolan... Deszcz, On. Bierze mnie za rękę. Czuję ciepło. Zimno... Nie chcę być sentymentalna. Idziemy. Oglądamy witryny. Kupuje parasol- targuje się... Kupuje parasol za 3 euro. Narzeka na włoską gospodarkę. Przytula mnie. Wyobraźcie sobie scenę. Czysty film. Zaczynamy się całować.... Czekam na śmierć. Chciałam umrzeć. Niestety- nic.  Wsadza moją rękę do swojej kieszeni.  Tłumaczy mi. Używa trudnych słów. Nie rozumiem. Poprawie mnie. Czuję się jak po trzech dniach we Włoszech. Prowadzi samochód. Zaczyna mnie całować... Myślę.. Tak umrę, ale  w wypadku... Kurwa i to w smart...Przecież to puszka śmierci.. Dojeżdżamy do restauracji. Chińska- znają Go. Zamawia sery, gestykuluje. Chińczycy skaczą... Zamawiam... Danie nie przychodzi.. On swoje zjadł. Awanturuje się. Jest ordynarny. Pokazuje swoją wyższość..... Przychodzi biedny Hindus z różami... Płaci 2 euro ..Wybieram różę...Opieprza.. go, że dał mi brzydką.. Hindus daje drugą w gratisie.. Prawie płaczę. Śmieję się...Bo jego sposób bycie jest też słodki...Samiec alfa. Powie mi, że chce się ze mną spotkać... Lecę...Moje zachowanie- chłód.. Moje zachowanie- chłód....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz