środa, 29 maja 2013

Spotkanie nr 10

Wywód filozoficzny, choć nie znam się na filozofii. Od pewnego czasu- tygodnia- nie mogę przestać myśleć o pewnym wydarzeniu. Klasyfikuję je tak- wszystko, co było przed nim oznacza- p.n.e po nim n.e . Ranga- wiadoma. O czym tak myślę? Czy jest ktoś nam przeznaczony? Romantyk- powie tak, realista- nie wiem? ale pewnie, że mało realne., pesymista- po co? I tak umrzemy, optymista będzie do końca wierzył, że tak…. I można sobie wymyślać w nieskończoność. Ja z pesymistki -powoli- po paru chwilach zamieniałam się w całkowitą optymistkę. Zanim napiszę dlaczego przedstawię parę wydarzeń jakie nastąpiły po spotkaniu … Po rozstaniu wsiadłam do tramwaju. Miałam w ręce świeżą kawę kupioną po cenie 27 zł, gdy w kawiarni kosztuje 55…. Wracałam z pracy. Była około 12. Bagatela. Mogłabym napisać iż po prostu wracałam tramwajem. Jednak nigdy tory nie wydawany mi się tak ciche, ludzie tacy radośni, Planty zielone, a gołębie natrętne. Wszystko może się wydać normalne, gdy człowiek ma dobry humor, ale gołębie? Istotnie- niecodzienny widok- setka gołębi…skacząca, latająca na około kobiety, która odganiała je od siebie na wszystkie możliwe strony. To nie koniec dziwności podróży tramwajem. W geście szczęścia- krótkotrwałego, amoku, wręcz deszczy i współczucia podałam pewnemu starszemu mężczyźnie- zakatarzonemu –siedzącemu koło mnie chusteczki. I tak zaczęła się rozmowa. Wiek- ok 70 lat. Nauka życia- starsza osoba twierdząca iż starsi ludzie są nie wychowani i przez to młodzi są nie wychowani..Dalej piechur, przewodnik i widać dobry człowiek. Zaprosił mnie na kawę- wzięłam numer. Obiecał iż pomoże mi wybrać trasę… Abym nie została drugą Łapicką… To mi nie grozi, bo wszystko cały powrót- rozmowa ze starszym Panem, obserwacje na temat otaczającej mnie rzeczywistości i dobry humor spowodowany był poznaniem, a raczej tylko krótką rozmową z NIM… I gdybym miała tylko więcej śmiałości… Zacznę teraz od początku. O powrocie z pracy, kawie i Bagateli było… Co jednak się zdarzyło na przystanku, zanim wsiadłam do tramwaju? Wdychałam zapach kawy, stałam z przekonaniem iż nic mnie już dziś nie spotka. Spotkało- On parkuje około metr ode mnie swój rower- dokładnie starą Gazelkę… Rower- w takim stanie jak i on- spodnie dresowe, jakaś kurtka, adidasy- wygląda niechlujnie, ale tak ma być. Po prostu zostawia rower..Wchodzi do sklepu. Pilnuję roweru- patrzę za nim i myślę : Ku… JAK ZAGADAĆ? Ku.. CO ZROBIĆ… I myślę, że jest obcokrajowcem. I wyszło już 5 ludzi, a jego nie ma.. I mam przygotowaną gadkę. Wychodzi. Pytam : Do you know that I could still your bike?.. A on śmieje się na całe gardło i pyta: czy znam Polski. I nagle wymyślam, że pilnowałam mu rower, bo mi już ukradziono 2. Nagle uwierzyłam , że mi je ukradli i kocham jazdę na rowerze.. podwójne kłamstwo-( jak żul- tak sklepowy – czego nie powiedziałam). I na to On mówi, że jeżeli przeznaczeniem byłoby ukraść, to nic by to nie dało, a rower ma zabezpieczenie koła i On szybko biega.. Głos- radiowy- przepiękny, jest miły- widzę dobroć w NIM…… W tym momencie umarłam. Patrzyłam na niego jak na cud świata- TE WŁOSY- loczki, TEN NOS i TE PIEPRZONE ZŁOTE OCZY. NIGDY ICH NIE ZAPOMNĘ. Aha, czy dodałam mój kretynizm? Moja odpowiedź: To wiesz, może ja CI teraz ukradnę ten rower.. I nie wytrzymałam życzyłam mu miłego dnia… Obróciłam się prawie, bo nie mogłam patrzyć na niego, gdy moje kolana odmówiły posłuszeństwa, mój mózg tylko mówił mi : Nie pozwól, żeby odjechał… a moja racjonalność podpowiedziała- Itak na niego nie zasługujesz…….. Wsiadłam do tramwaju. Smutna, ale i szczęśliwa z wiarą w przeznaczenie iż jeszcze kiedyś Go spotkam…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz