poniedziałek, 30 września 2013

Spotkanie nr 12 ciag dalszy....

Zabija mnie moja głupota. Moja powierzchowność. Moja pustość. Moja głupota. Moja nieprawdziwość. Moja dziwność. Moja naprawdę podłość. Moje oszukiwanie samej siebie. I po raz trzeci moja głupota... Muszę coś z TYM zrobić. Zawsze myślałam, że liczy się miłość od pierwszego wejrzenia.... Po prostu... Widzisz/ Podobacie się sobie... I wygląd gra tu najważniejszą rolę... Naprawdę... W|YGLĄD... czy jesteś gruby, niski, wysoki, super wysoki... Musisz pasować do tej osoby...WYGLĄDEM. W WYGLĄDZIE, Z WYGLĄDEM, NA WYGLĄDZIE, O WYGLĄDZIE, MA WYGLĄDAĆ...I tyle. Byłam sama... zaprosiłam właśnie JEGO, bo najbardziej Go znam, bo się nie odczepił jak na razie... z wyglądu najbrzydszego. To jak wybór szczeniaka... Bierzesz tego, co jest najbrzydszy, bo Ci jest go żal, że nikt go nie weźmie, ale ten szczeniak  zaczyna za Tobą łazić. Jest wierny i oddany.... Cóż... Zaprosiłam Go, bo wiedziałam, że nie będzie chciał się ruchać, że okaże mi szacunek... Że będzie się dało pogadać i nie będzie sprawdzał, jaki mam tyłek, albo po pięciu minutach rozmowy nie będzie się chciał lizać ( takich było naprawdę w ostatnim czasie dużo)...Ok do czego zmierzam? Może trzeba kogoś poznać, zanim się Go osądzi? Ja ze swojej strony pobiłam samą siebie. Przyznam, że zaprosiłam Go, ale zachowałam się wspaniale... Przed kolacją...Dałam mu listę rzeczy, jakie ma kupić.. Włącznie z dwoma butelkami wina...I 10 razy przed tym spotkaniem mówiłam, że będzie to nasze ostatnie... Że to jest mój podarunek za wszystko, co wycierpiał. 15 razy pytałam, czy na 100% chce przyjechać...Wymyśliłam kupno bransoletki... Że zbieram bransoletki od facetów...To jeszcze nie wszystko... Ok sobota wieczór.. przyjeżdża- jedzenie katastrofa... Pijemy wino.. Wymyślam...pod wpływem alkoholu, że chcę prowadzić i jedziemy na wycieczkę... Mówi, że nie, ale wyciąga kluczyki...Wpadam w panikę... mówię, że nie... Koleś ciągle się cieszy.. naprawdę, a to dopiero początek... Daje mi torebkę.. W środku jest.. Opakowanie... W opakowaniu poduszka.. Na poduszce bransoletka...I paragon specjalny na którym jest napisane, że paragon prezentowy...Uśmiecha się cały czas...Myślę...Nie koniec...nie dam się...pokazałam na kompie zdjęcia facetów z jakimi się spotykałam...Powiedziałam mu o mojej ochocie na spotkanie się z Włochem z Brazylii, że całowałam się z innymi w ciągu ostatniego miesiąca (o tym napiszę później).... Cały czas w odstępie mniej więcej...20minut mówiłam, że na 100 % do końca życia będzie sam... Do tego wydzieliłam mu połowę łóżka i powiedziałam, że w każdym momencie mogę mu powiedzieć, żeby spadał.... On pomimo tego wydawał się szczęśliwy. Zapowiedziałam również mycie garów po kolacji, że mamy kosmetyki dla mężczyzn, bo mamy częste odwiedziny różnych Panów i  że jutro robię powtórkę  takiego samego wieczoru z kimś innym...I że On też ma wziąć prysznic zanim pójdzie spać ..pomimo tego, że  biło od Niego świeżością osoby, która dopiero się myła...Do tego dochodzi masaż jaki musiał mi zrobić, pokaz jego umiejętności kick boxingu, krytyka spodni, okłamanie Go, że będzie musiał zrobić prysznic w zimnej wodzie, bo nie mamy ciepłej... W nocy przytuliłam Go... pocałowałam. Koleś prawie się rozpłakał ze szczęścia. W sumie to gadaliśmy jak dziady...Rano wymyśliłam sobie, żeby zadzwonił do swojej mamy i powiedział, że właśnie Go- wnuka ... jej zrobiliśmy .... tak ja bym zrobiła z moim chronicznym lękiem przed ciążą... Chyba to musiałby być prawie cud poczęcie niepokalane.....Był gotowy to zrobić zadzwonić...To nie normalne, bo chciałam Go do siebie naprawdę zrazić.... a On mówi, że wie, że ja taka nie jestem i jak się z nim nie spotkam ponownie to się załamie...Mówi, że lubi jak Go zaskakuję, że lubi bardziej mój charakter niż wygląd... w to za cholerę nie wierzę po takich torturach...Żegnamy się... Pyta, czy się jeszcze raz zobaczymy...Mówię, że nie wiem... Mówię, że jak będzie Jego kolej... Widzę te smutne samotne oczy szczeniaka. Przytulam Go...Mówi, że cierpi strasznie jak tak mówię...

środa, 25 września 2013

Spotkanie nr 13 rozwój wydarzeń

Jest ciąg dalszy. Szybko go opiszę. Jest smutnie. Smutniejsze niż to, że jest stary... Napisałam do Niego. Musiałam. Odpisał. Nic znaczącego. Za parę sekund dostaję drugą wiadomość...Nieznany numer z kierunkowym + 55... Czytam- od Niego-  Tłumaczy, że w związku z pracą jest za granicą i podał skype... Sprawdzam numer kierunkowy- BRAZYLIA. Zwątpiłam. Wysłałam wiadomość na skypie. Nie odpisał. Dwa dni. Tyle było mu potrzebne, aby mi odpisać. Nasza rozmowa- godzina. Dowiedziałam się .... jest Żydem, jest adwokatem, jest w separacji z żoną- nie ma dzieci. Wyczuwam, że jest kulturalny, wspaniały (oczywiście, że to sobie wmawiam). Wraca z początkiem października do Włoch- na krótko potem wraca do Brazyli....chce się spotkać. Jest do 7 października. Ja wracam z Polski 8 października . Jeden dzień. Jeden pieprzony dzień. Przeznaczenie- nie spotkać się.... Najdziwniejsze, że napisałam dzień przed jego urodzinami. Można powiedzieć, że jestem jego niespodzianką...

niedziela, 22 września 2013

Spotkanie nr 13

Może się wydawać, że życie nas zaskakuje. Może się wydawać, że przynosi nam wspaniałe niespodzianki, a człowiek powinien cieszyć się z samego faktu, że żyje....Otóż.... Moi drodzy... uciecha z samego życia to ostatnia rzecz, jaką nazwałabym prawdą... Jedno wielkie przysłowiowe gówno. Ile w Waszym życiu jest dobrych chwil?  U mnie ostatnio tych  dobrych  chwil powodujących cień radości jest  mało. Jestem w zawieszeniu życia.....Ostatnio bawiłam się mężczyznami, jak kręglami... Nie poprawiło mi to humoru. W ciągu miesiąca  spotkałam się z czterema bardzo osobliwymi panami. Na razie opiszę spotkanie,  które trwało parę sekund, ale naprawdę mnie męczy.. Zabija...To jedno z dwóch spotkań w metrze...Wracam, bo mój Stefano( ale ja Jego oczywiście nie jestem) zrobił mi wycieczkę...... Wysiadam z metra. Jest późno. Około 22. Idę przez tunel. Widzę Go. Zamarłam.. Nie wiem, czy wierzyć w miłość od pierwszego wejrzenia. Chyba nie wierzę, ale On uśmiecha się do mnie. Ja uśmiecham się do niego.  Zatrzymałam się. On przeszedł. Zrobił parę kroków i też się zatrzymał....Zawrócił. Wstydził się... Podszedł i mówi, że musiał podejść. Obserwuję Go. Jest staromodny, starszy...wydawał mi się po 30.. spokojnie 35 lat. Ubrany inaczej. Miał piękną wręcz idealną twarz, piękne kręcone włosy, wysoki... taki szlachetny w swoim wyglądzie. Patrzyłam na Niego i chciało mi się płakać....Oboje byliśmy do bólu zawstydzeni. Nie wie, co robić, co mówić. Przedstawia się. Mówi, że zaraz ma pociąg, że normalnie się nie zatrzymuje...Pyta się o imię i skąd pochodzę. Ja odpowiadam patrząc mu w oczy. Nie wie, co ma robić. Proponuję wymianę numerów. Ręce mu się trzęsą.... Już mamy się rozstać, a ja z ciekawości pytam ile ma lat..... Mówi mi, że nie jest młody.. I ta liczba. Nie mogę uwierzyć. Odpowiadam, że w takim razie nie mogę się z Nim spotkać. Pocałowaliśmy się w policzki, jak Włosi mają w swoim zwyczaju... I teraz po prawie dwóch, a nawet trzech tygodniach przeklinam ten dzień. Przeklinam Go i Jego wiek. I przeklinam swoją ciekawość, bo miałam dziwne uczucie ...(co nie mam go  prawie nigdy), że to była cząstka mnie.