Pierwszy post. Pierwsza myśl- napiszę coś, co zachęci do dalszego czytania. Miało być miło, przyjemnie, randkowo, bo przecież spotkania towarzyskie kojarzą nam się z radością, niecierpliwym wyczekiwaniem, czasem przygotowań (zarówno fizyczna strona, jak i zdenerwowaniem w duszy). U mnie tego nie ma. Za każdym razem przed spotkaniem ukazuje się nadzieja z domieszką niepewności, wszechobecne znudzenie niezadowolenie z siebie ( znowu to robię). Mogę rzec- to dla mnie rutyna. Do tego dochodzi ciekawość rodziny i znajomych, czy kogoś poznałam, dlaczego jestem sama, czy ostatnio "odbyłam" jakieś interesujące spotkanie. Mogę rzec- to też część rutyny- najbardziej bolesna.
Właśnie przygotowuję się do pierwszego spotkania z całego cyklu. Co tydzień będę zamieszczała 2 posty. Jeden dotyczący przeszłości - czasem zamierzchłej, a jeden z ostatnio przebytego spotkania z Panem X. Mam już umyte włosy, wiem w co się ubiorę, jaki zrobię makijaż. Zaraz, zaraz.. powinnam napisać skąd Go wzięłam? W zasadzie go nie znam. Zaczepiłam go na sympatii- odpisał pomimo tego, że nie mam zdjęcia. Sam zaproponował randkę. Zgodziłam się. Nie mam jego numeru- wiem gdzie i o której tyle mi wystarczy. Nie przyjdzie- mała strata- pójdę do Kościoła w okolice Rynku (chodzę co niedzielę). Po spotkaniu napiszę Wam o nim i więcej o sobie. O czym rozmawialiśmy- a raczej on mówił, a ja udawałam, że słucham....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz